wtorek, 18 października 2011

Do widzenia, do jutra

Każdy piątek w tłumie spracowanych ludzi. Którzy wsiedli jako przeciętniacy a wysiedli jako klasa średnia, element obcy, wrogi, wypychany przez organizm Getta. Krok, dwa w stronę miasta i coraz mniej świateł, coraz więcej zombie świecących czerwonymi oczami w krzakach. Siły wroga podchodziły każdego tygodnia coraz bliżej torów, armia przeciętniaków stawiała im opór biegnąc do swoich samochodów i wciskając gaz do podłogi, byle szybciej do domów. Zostawałem raczej sam przemykając na przystanek, czekając aż do końca świata na cokolwiek, obserwując setki twarzy pierwotnych, złych. Agresja jest tam mgłą, której można dotknąć, pociąć maczetą i częstować gości. Tępota i ogłuszenie wystaje z murów pokrytych czarną farbą. Na Kilińskiego można zbudować Dubaj, można Las Vegas, Manhattan i City, nic to nie da, armia zombie przyjdzie po was wszystkich, bez litości, zabierze, podzieli na małe kawałki i spożyje.

Taki był Fabryczny.

Politycy i dziennikarze w portalach pytają mnie co czuję, nie czuję nic, nie oczekuję, nie gdybam, nie szacuję. Radość z nie wchodzenia do Getta Śródmieście tli się na poziomie fizjologicznym, gdzieś w okolicach trzewi i odbytu, nie mam nad tym kontroli. Do widzenia, oby nie do jutra, oby jak najdłużej Kaliski, oby nigdy nowy Fabryczny póki nie zniknie Getto. Ktoś się pomylił i stwierdził, że tam jest centrum i że trzeba mieć dworzec w centrum - co za bzdura, nie ma żadnego centrum, jego zwłoki leżą na stole na OIOMie i czekają na uderzenie diod respiratora. Dźwięk maszyn monitorujących funkcje życiowe układa się w ciągły pip.

Można zachowywać się ok i mówić to co wyżej albo można puszczać poręcz i pisać, że Fabryczny to kawał historii i ważne miejsce - i wymieniając osoby, które na nim wysiadały, doliczyć do czterech. Kwestia kontaktu z rzeczywistością.

W sobotę była impreza, poszła po łódzku. Żeby powiedzieć, że ktoś się zachowuje jak zwierzę używa się chyba słowa atawistyczny. Obserwując podnieconych dewastacją fanów kolejek nie czułem nic, bo nie można nic czuć na Fabrycznym. Jakby wzięli za szpadle i wyrównali teren pod inwestycję, chyba też bym wzruszył ramionami. Tak po prostu bywa.

Gość na zdjęciu rwący tabliczkę o zakazie palenia wygląda jak Hannibal Lecter - wodzący ręką udając dyrygenta, gdy zjadał twarz strażnika więziennego z Bachem w tle.

4 komentarze:

  1. ohai, dzięki tobie już nie muszę pisać notki o fabrycznym, uff.

    OdpowiedzUsuń
  2. meh, to byłem ja, dzięki temu się dowiedziałem, że mam na bloggerze starą ksywkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem o co chodzi więc wklejam zdjęcie jelonka
    http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/33708_jelonek_paprocie.jpg

    OdpowiedzUsuń